Jak to zwykle w życiu bywa…niespodziewane wydatki pojawiają się bardzo niespodziewanie.
Niespodziewane wydatki – przeprowadzka???
Jak to zwykle w życiu bywa…niespodziewane wydatki pojawiają się bardzo niespodziewanie.
Nie wyobrażasz sobie jak się poczułam kiedy wróciliśmy z cudownego urlopu w Madrycie i właściciel domu, który wynajmujemy od trzech lat napisał do mnie sms, że jest mu strasznie przykro ale po kilku miesiącach po uroczym ślubie w Portugalii bierze rozwód. I ponieważ śpi tymczasowo na sofie u swojej żony będzie bardzo wdzięczny jeśli coś znajdziemy bez żalu.
I pierwsze co pomyślałam, to nie, że musimy się zwinąć i coś znaleźć tylko zrobiło mi się przykro i żal mi było że się oboje rozstają. Kapitalna ciepła i sympatyczna para jak ich poznaliśmy wynajmując dom.
Pamiętam jak przed wakacjami wpadł do nas i opowiadał, że po dziesięciu latach zaprosili swoich wszystkich przyjaciół i wzięli piękny ślub w Portugalii na plaży.
Zamiast zacząć płakać, że znowu czeka nas przeprowadzka zaczęłam pisać do niego, żeby biedaka pocieszyć. I wszystkim naszym znajomym opowiadałam jak mi jest smutno i przykro, że taka fajna para się rozstaje.
Nie znam przecież ludzi, a przeżywam to jakby to byli przyjaciele. Bardziej martwiłam się o nich niż o nas.
Może dlatego, że styczniu 2019 roku stuknie nam 11 lat razem z Bartkiem… i czasem przelatuje mi przez myśl…hmmmm
W każdym razie, chciał nie chciał, trzeba było się pozbierać, zorganizować i zaplanować przeprowadzkę.
Niespodziewane wydatki – przeprowadzka!
To jest jedna z takich rzeczy, których nie ujęłam w budżecie jako „niespodziewane” bo właściciel zapewniał nas każdego roku, że jest bardzo zadowolony z kontaktu z nami, jak dbamy o dom i upewniał się czy na pewno zostajemy na następny rok.
Zaraz po sms Bartek sprawdził wszystkie dostępne mieszkania do wynajęcia i złożyliśmy tego samego dnia aplikacje na wynajem. Ale to jest zawsze masa papierkowej roboty, płacenia najróżniejszych opłat i czekania w nieskończoność na odpowiedź na emaila, bo w Cornwalii ludzie żyją bez pośpiechu :/
Podczas rozmowy przy kawie z naszym przyjacielem, który wynajmuje dom w naszym miasteczku, padła propozycja, że on ma wolny jeden pokój więc moglibyśmy się do niego wprowadzić na parę miesięcy, żeby na spokojnie się ogarnąć. Przy okazji każdy z nas zaoszczędziłby trochę kasy.
Klaudia zdecydowała się zamieszkać ze swoim chłopakiem. Dawid po roku w Madrycie wraca w przyszłym roku na uczelnię w Anglii, więc znajdzie jakiś studencki pokój. Pierwszy raz od czasu jak jesteśmy z Bartkiem razem tyle lat, zamieszkamy tylko we dwoje.
Przez ostatni tydzień nie wiedziałam jak się nazywam latając pomiędzy pracą na nocki a kartonami.
Z dużego rodzinnego domu musieliśmy się przeprowadzić na stosunkowo mały pokój.
Najbardziej ze wszystkiego żal mi jest naszej wielkiej ściany z rodzinnymi zdjęciami.
Pamiętam jaką ogromną radość sprawiało mi przygotowywanie tego prezentu dla mojej rodziny i ściskało mnie w gardle jak pakowałam ramki ze zdjęciami.
Dzięki Bogu za przyjaciół na których zawsze można liczyć. Robert nasz przygarnął, Patryk rozładowywał napięcie swoim fantastycznym poczuciem humoru a Joanna pomogła mi logistycznie opanować kartonowy chaos i tak poukładać pudełka w schowku, że wszystko się zmieściło i już nawet na powietrze nie zostało miejsca.
Niespodziewane wydatki- podliczmy to
1. Rezygnacja z umowy WiFi będzie największym kosztem £250 :2 bo przy zerwaniu umowy trzeba ponieść nieuniknione opłaty :/ a ledwo co zmieniliśmy umowę ://
2. Council (tutejszy urząd miasta) pobierze podwójną opłatę przy zmianie miejsca zamieszkania i to będzie £150 :2
3. Meble i kartony udało się przewieźć dużym samochodem znajomego, więc damy mu kasę tylko za paliwo £20 :2
4.W związku z tym, że zwalniamy dom tak szybko, właściciel nie chce, żebyśmy odświeżali ścian na biało, więc kasa, masę czasu i pracy będzie zaoszczędzone! UUUffff
5.Cekolowanie ścian po dziurkach w ścianach to nie jest duży koszt. Około £5 i trochę dłubania.
Te kwoty dzielę przez dwa bo my mamy z Bartkiem oddzielne konta i zrzucamy się na tego typu opłaty.
Mnie powinna ta cała operacja kosztować w sumie jakieś £200. Biorąc pod uwagę depozyt £450, który dostanę z powrotem, to jeszcze się okazuje, że jestem dodatkowo zarobiona! Hahaha. Na plus wychodzi £250!!!
“Pieniądze płyną niczym rzeka…” jak to mawia mój chłopak.
Dzięki temu, że nie wynajmujemy mieszkania przez agencję nieruchomości zaoszczędzamy pewnie dobre £300 na wszystkich opłatach.
Zobaczymy co będzie za parę miesięcy, kiedy postaramy się kupić własne mieszkanie albo trzeba będzie jednak coś wynająć.
Na razie jesteśmy na etapie wprowadzania się do Roberta i został nam “tylko” cały dom do gruntownego wysprzątania zanim oddamy klucze właścicielowi.
Mój minimalizm
Wiem, że zaczyna się nowy okres w naszym życiu. Jesteśmy gdzieś po drodze na tej naszej drodze.
Mimo jednego dnia przeprowadzkowej traumy w zeszłą sobotę, kiedy myślałam o tych wszystkich naszych przeprowadzkach, kolejnym pakowaniu ciuchów i talerzy; zaczynam powoli wracać do siebie.
Nawet sobie pomyślałam, że taka przeprowadzka to dobry test na sprawdzenie czy naprawdę jestem minimalistką?
Minimalistką w praktyce. W każdej minucie pakowania zadawałam sobie pytanie “czy to jest tobie potrzebne dominika?”
Sprzedałam tylko meble ogrodowe, które były w dobrym stanie. Resztę wystawiłam przed dom za free, dla osób którym mogą się przydać.
Przeprowadzka to świetny moment na gruntowne pozbycie się nadmiaru. Pozbyłam się lamp, szafek, misek, garnków, kubków, które nie mieszczą się w szafce kuchennej. Pozbyłam się butów, które są „jeszcze dobre” i ciuchów, które przecież jeszcze założę. Zgodnie z zasadą :
„Jeśli nie ubrałaś czegoś przez ostatni rok to znaczy, że już tego nie założysz”
wywalałam klamoty bez mrugnięcia okiem!
Nie jestem osobą, która gromadzi rzeczy, ale one w jakiś magiczny sposób ciągle się pojawiają. Nie kupuję ciuchów ani butów od początku wyzwania (tak, tak wiem… te jedne buty…). Niektóre kosmetyki dopiero pokończyłam wyciągając z zakamarków łazienkowej szafki jak króliki z kapelusza.
Wywaliłam masę rzeczy pakując kartony i jeszcze sporo rzeczy rozpakowując je!
Czuję, że pozbyłam się jakiegoś zbędnego balastu. Niepotrzebnego obciążenia.
O moim minimalizmie pisałam tutaj, i teraz nadszedł kolejny sprawdzian tego w co wierzę i czym żyję.
Minimalizm to prawdziwe, świadome wybory i decyzje.
To małe i większe decyzje podejmowane w cichym wnętrzu samego siebie. To często wewnętrzna walka i uleganie swojemu władczemu ego.
I nie piszę tego dlatego, że jestem taka mądra i zawsze mi się udaje, tylko właśnie dlatego, że mi się czasem nie udaje. Wiem na czym polega ta rozgrywka i chcę wygrać. Nie jestem jakąś marionetką, bezmyślną statystyką i łatwym klientem
Minimalizm nie jest dla mnie życiem pustelnika w worku po ziemniakach bez prądu czy zegarka. Minimalizm jest dla mnie świadomym, mądrym wyborem potrzeb skrojonych na miarę. Jest asertywnym stanowiskiem w konfrontacji ze sztuczkami sprzedawców i marketingowców.
Nie jest pustą, nadmuchaną deklaracją wśród znajomych i przynależnością do grupy “minimalistki” na Facebook. Jest zwycięstwem opanowania i zdrowego rozsądku ponad kierowaniem się zwodniczymi uczuciami i emocjami, które ulatują po minucie, godzinie, dniu zostawiając nas w finansowych tarapatach.
Przewietrzyłam swoje życie i to daje mi poczucie, że ta przeprowadzka ma dodatkowy sens.
Wierzę, że wszystko ma swoją przyczynę, sens i odpowiedni czas. Nie zawsze to rozumiem, ale wiem, że nawet jak nie widzę tego co jest przede mną; mam pewność Dobrego.
Może uda nam się kupić jakieś małe przytulne mieszkanko o jakim myślimy z Bartkiem.
Może w przyszłości będziemy je wynajmować na rok, żeby pojechać pomieszkać w innym mieście na świecie? Kto wie.
Życie jest takie nieprzewidywalne. Ciekawe i fascynujące zarazem.
dominika