Podsumowanie pierwszego miesiąca
Drodzy przyjaciele- podsumowanie pierwszego miesiąca! Ladies and gentlemen. Ogłaszam wszem i wobec, iż pierwszy kwietniowy miesiąc wyzwania został zakończony sukcesem!
Minimalny limit £420 został osiągnięty a nawet troszeczkę podciągnięty ze względu na przychylne wiatry i łagodne okoliczności przyrody. Ale o środowisku troszkę później.
Finalnie na koncie oszczędnościowym pojawiło się okrągłe £500!
Ani razu w ciągu tego pierwszego miesiąca nie byłam głodna, spragniona ani smutna z powodu zacisnietego pasa i nałożonego embarga na kawę. Tutaj z ratunkiem pojawiał się mój Bartek, który widząc moją wewnętrzną walkę zapraszał mnie do kawiarni, więc mój budżet i honor pozostawał nienaruszony a morale zdecydowanie podbudowane.
Co było dla mnie zaskakujące w tym pierwszym miesiącu to, że pojawiło się więcej wolnego czasu w ciągu tygodnia. Nie marnowałam czasu na łazikowanie po sklepach, żeby wyczaić jakąś mega okazję albo coś dokupić. Ale wciąż mam z tyłu głowy takiego poczucie, że może trzeba by skoczyć po coś do sklepu. Dziwne.
Ok, do rzeczy
pieniądze – zgodnie z założonym planem zmieściłam się w budżecie:
jedzenie – wydane nie więcej niż £90.
kosmetyki i środki czystości wydałam £9 z puli £20 , bo mam jeszcze podstawowe swoje kosmetyki i zapasy toaletowe więc zostało £11. Z tego słoika według umowy z Joanną wydałam na most przy wjeździe do Plymouth i parkingi bo w tym słoiku zostaje najwięcej drobnych z zakupów.
zakupy – zgodnie z kalendarzem 3 razy w miesiącu. Szybkie, według listy. Wymiotłam z szafek co mogłam wykorzystując częściowo zapasy zmagazynowane po kuchennych kątach, więc niczego mi nie brakowało.
Zabrakło mi teraz pod koniec kilku bananów do koktajli, cytryn i zielonej herbaty bo nie pomyślałam, że potrzebuję jednej dodatkowej paczki do pracy.
Jak robiłam trzecie, ostatnie zakupy miałam gotówkę w portfelu, ale z przyzwyczajenia chciałam zrobić płatność kartą i wstrzymałam ruch w kolejce, żeby anulować plastikową transakcję i zapłacić żywą odliczoną gotówką.
Parę razy złapałam się na tym, że chcę wskoczyć do samochodu i pojechać po coś co wpadło mi do głowy i zatrzymywałam się z kluczykami w ręku zdając sobie sprawę, że nie mam dostępu do kasy bo limit został wyczerpany i pieniądze wydane.
Zdarzało się, że czegoś mi zabrakło, bo na przykład nie sprawdziłam, że olej kokosowy w połowie przełożyłam do mniejszego słoiczka i zużyłam jako balsam do ciała. Ale to kwestia kilku dni do przetrwania. Dopisałam go już do listy na nowy miesiąc.
kawa – Raz na początku miesiąca wędrując po mieście z Dawidem weszliśmy z rozpędu do kawiarni i jakoś tak dziwnie trudno mi było z niej wyjść…ale to był początek wyzwania więc musiałam zostawić sobie coś na deser.
Przysługująca mi, wyczekana waniliowa latte była celebrowana w przepiękny ciepły majowy dzień w naszej ulubionej kawiarence przy plaży w Cubert z największą przyjemnością i radością.
fitness – Zrezygnowałam z zajęć fitness w siłowni oszczędzając £35 na rzecz prywatnych zajęć z trenerami z youtube w moim domku.
Umawiam się z nimi kiedy mi odpowiada. Są dostępni o każdej porze dnia i nocy i mogę wyłączyć głos kiedy każą mi się uśmiechać po 40 zabójczych minutach plank challenge.
tenis – Analizując moje koszty, Joanna próbowała nas przekonać, żeby na czas wyzwania zrezygnować z tenisa, zwłaszcza, że ostatnio nie mieliśmy z Bartkiem czasu, ani pogoda nie była tenisowa. To jest £16 na osobę na miesiąc, ale Bartek zdecydowanie, ZDECYDOWANIE się sprzeciwił, zaciekle broniąc swojego terenu aktywności sportowej oraz członkostwa w klubie tenisowym. Nawet, gdyby miał iść tylko raz w sezonie , to nie zrezygnuje –jak powiedział.
paliwo – próbowałam parę razy znaleźć jakiś sposób, żeby zaoszczędzić na paliwie, ale tylko raz poszłam spacerem na pocztę zostawiając auto pod domem bo, po pierwsze pogoda była cudna a po drugie poczta jest tylko pół godzinki piechotą.
Natomiast zakupy są tylko trzy razy w miesiącu i muszę pojechać po nie autem bo sklep jest za daleko i torba zakupowa za wielka. Automatycznie oszczędzam na jednorazowych wypadach po jakieś zapomniane drobiazgi abo chwilowe zachcianki (ohhhh co za egzystencjonalny ból) bo po prostu nie mogę nic dokupować pomiędzy ustalonymi dniami zakupów.
pesto – rozglądając się po kuchni i szukając oszczędności na tym strategicznym obszarze, znalazłam kilka odchudzonych rozwiązań.
mój stary wypasiony przepis na pesto zawierał:
-
małą, ale całą doniczkę świeżej bazylii
-
paczkę orzechów nerkowca
-
pół kawałka sera parmezan
-
szklankę oliwy z oliwek
-
świeży czosnek, garść świeżego szpinaku, sól himalajska
moja nowa oszczędna wersja pesto zawiera 1/2 głównych składników:
-
1/2 świeżej bazylii (resztę zamrażam na następny raz)
-
1/2 paczki orzechów nerkowca (odkładam na następne pesto)
-
1/2 połowy parmezanu
Pesto nadal jest cudownie aromatyczne i przepyszne mimo, że zostało „pozbawione połowy esencji”. Jest po prostu troszeczkę odchudzone, ale uznałam, że dla obu stron będzie to bardzo korzystne.
owsianka – to samo dotyczy porannej owsianki, która dotychczas w wypasionej wersji zawierała dużą garść borówek, płatków migdałowych, banana i czasem mus ze świeżego mango, truskawek lub jeżyn.
Nowa wersja to ta sama ilość owsianki, ale zmniejszona racja świeżych owocowych dodatków o połowę, co pozwala sporo oszczędzać w skali miesiąca a owsianka nadal jest pyszna, zdrowa, kolorowa i nie pozbawiona witamin.
tort truskawkowy z bitą śmietaną i mascarpone – nasz rodzinny hit został w wersji oszczędnej „fit”pozbawiony nadmiernej ilości truskawek (połowy) i zamiast dwóch serków mascarpone pojawia się jeden, co zmniejsza ilość cudownego satynowego kremu prawie o połowę, ale wciąż czyni tort wyśmienitym i nadal zasługuje na miano najlepszego tortu na świecie w naszej rodzinie.
smoothie – mój kubek do smoothie wcześniej się nie domykał od ilości zapakowanych do niego przyjemności. Jabłko, kiwi, ananas, banan, jarmuż, szpinak, masło orzechowe…i ledwo starczało miejsca na wodę. Z trudem domykałam wieczko, żeby zmiksować razem to całe towarzystwo.
Wyzwanie dotknęło również moich owocowych koktajli więc w kubełku zrobiło się trochę luźniej i oszczędniej. W necie znalazłam informację że najlepsze smoothie są z trzech, góra czterech składników. Przesada w tym przypadku również nie jest wskazana. Wprost przeciwnie.
świeża sałata – bardzo często robię świeżą sałatę do pracy z osobnym pojemniczkiem na własnoręcznie zrobiony sos vinegret. Jej wielkość oraz skład imponuje wszystkim, którzy obserwują jaką ilość potrafię zjeść. Czy sałaty można zjeść za dużo? Przeczytałam kiedyś na blogu Kasi Gurbackiej, że ona sama jako dietetyk złapała się na tym, że jej sałata zapełnia ogromny talerz, no bo to w końcu tylko sałata…
Myśląc w kontekście oszczędności, zaczęłam inaczej przyglądać się rzymskiej sałacie, rukoli, oliwkom, pomidorkom, fecie, awokado i reszcie moich ulubieńców. Ich ilość faktycznie była imponująca ale nastąpiło ostre cięcie i dodaję wszystkiego połowę a nadal jest bardzo zdrowo i soczyście.
Teraz w podsumowaniu z kuchni zgrabnie przechodzimy do łazienki i tam to dopiero jest pole do popisu.
Kiedyś czytałam o tym, że do porządnego umycia włosów nie potrzeba całej garści pachnącego, pieniącego się szaleńczo szamponu a do umycia ciała wystarczy niewielka ilość mydła. Pamiętam jak Dawid przyjechał z Indii i opowiadał w jakich warunkach żyją ludzie i na jaki czas starczyło by im jedno mydło.
Do dokładnego wyprania rzeczy wystarczy tylko jedna kapsułka żelu i niewielka ilość płynu do płukania. Czy pasta do zębów musi zawsze spadać do umywalki nie mieszcząc się na mojej szczoteczce?
Łazienka również przechodzi restrukturyzację i wszystkie ilości obcinam o połowę.
Wystarczy tylko drobna zmiana perspektywy, żeby zrozumieć logicznie ile człowiekowi tak naprawdę potrzeba.
Żyjemy w czasach nadmiaru.
Oczywiście część z nas.
Wszystko jest w zasięgu ręki, mamy nadmiar, posiadamy więcej niż w rzeczywistości potrzebujemy, używamy za dużo, jemy więcej niż powinniśmy, pijemy nie to co jest dla nas dobre i zdrowe.
Nie chodzi mi o to, żeby popaść w paranoję, tylko rozsądnie i świadomie pomyśleć. Zastanowić się zanim coś wyrzucimy do śmieci, zmarnujemy, zepsujemy, zniszczymy.
Kiedyś usłyszałam takie fajne stwierdzenie , że dobrego i mądrego kucharza pozna się po tym co jest w jego śmietniku. A właściwie czego w nim nie ma.
Czy muszę dodawać, że nie chodzi o przemycanie do menu przeterminowanej żywności i trucie ludzi dookoła w celu kreatywnego przetworzenia?
Przykładów jak okiem sięgnąć pojawia się cała masa.
Wspominam tylko kilka, bo generalnie chodzi o zwrócenie uwagi na dodatkowy aspekt, o którym nigdy wcześniej nie myślałam. Wydawał mi się taki przyziemny…
Jak miałam 15 czy 16 lat dużo czytałam o ekologii. Postanowiłam świadomie żyć i na ile mogę jednostkowo wspierać oraz dbać o nasze wspólne środowisko.
Może dla Ciebie to jest zupełnie oczywiste, ale dla mnie zakręcanie niepotrzebnie lecącej wody czy zgaszenie trzeciej lampy w salonie nie było nigdy dyktowane oszczędzaniem pieniędzy tylko mówiąc górnolotnie jak kandydatka na miss świata „dbałością o naszą planetę”.
Ale teraz stojąc pod prysznicem po prostu uświadomiłam sobie, że to wszystko może mieć również pozytywny wpływ na mój budżet.
Pierwszy raz pomyślałam, że zużywając mniej; zaoszczędzam więcej.
To nie są jakieś wielkie tysiące, ale jak to znowu stare mądre porzekadło głosi: ziarenko do ziarenka. Trochę późno się skapnęłam… ale czy to nie fajna wiadomość?
Dominika