“Kłamstwo jest jak karta kredytowa. Cieszysz się dziś, ale przyjdzie dzień za to zapłacić”
Szczerze, Nie kłam.
Jeśli mam być szczera to ten wpis może nie być dla Ciebie ciekawy ponieważ trochę tu filozofuję. Robię to dla siebie, bo w ten sposób myślę i analizuję.
Nie interesują mnie suche fakty. Nie interesują mnie pieniądze same w sobie. Fascynuje mnie przestrzeń dookoła nich. Uwielbiam znajdować takie z pozoru nieznaczące elementy mające gigantyczne znaczenie dla wielu rozwiązań.
Można się zmuszać i dyscyplinować na potęgę, co ja tak naprawdę skutecznie kiedyś robiłam, ale dzięki temu wiem na 100%, że taka metoda nawet jeśli skuteczna, to jest mordercza.
Ciekawy temat z tym kłamaniem.
Tradycyjne pojęcie kłamstwa kojarzyło mi się do tej pory albo z kłamstwami dużego kalibru (za milion), które wychodzą z hukiem albo z małymi kłamstewkami, które prześlizgują się tak niezauważalnie, że moglibyśmy zmniejszyć ich znaczenie i związane z tym konsekwencje.
Zgodzisz się ze mną, że kłamstwo jest złe? Moim zdaniem zawsze narobi bałaganu. Nawet jak unikamy realnej kary w danej chwili, to konsekwencje zbierają moc i uderzają potężnie rujnując naszą osobistą strukturę prawdy. To w konsekwencji ma tragiczne skutki. Każde kłamstwo łamie prawdę i zaburza wewnętrzny spokój.
Szczerze? nie kłam! Kłamstwo zasłania prawdę. Zataja, fałszuje i oszukuje.
Anatomia kłamstwa by wikipedia:
Ludzie kłamią, by osiągnąć określoną korzyść – materialną, psychologiczną, społeczną lub polityczną, aby osiągnąć zamierzony cel (np. przedstawiciel handlowy celowo posługuje się kłamstwem, wiedząc o usterce towaru, gdyż zależy mu na jego sprzedaży), aby podnieść swoją wartość w oczach innych z powodu zaniżonego poczucia własnej wartości, aby uchronić kogoś od cierpienia (np. rodzice nie mówią dziecku o ciężkiej chorobie, aby uchronić je od większego cierpienia). Jednak zasadniczym motywem jest interes osoby, która dopuszcza się kłamstwa. Najczęstszym powodem okłamywania jest uniknięcie konfliktu i konsekwencji.
Gdy kłamiemy, nasz organizm ma za zadanie zataić prawdę, odczuwa jednak dyskomfort, a umysł doświadcza dysonansu poznawczego.
Dysonans poznawczy – stan nieprzyjemnego napięcia psychicznego, pojawiający się u danej osoby wtedy, gdy jednocześnie występują dwa elementy poznawcze (np. myśli i osądy), które są niezgodne ze sobą. Stan dysonansu wywołuje napięcie motywacyjne i związane z nim zabiegi, mające na celu zredukowanie lub złagodzenie napięcia.
I wygląda na to, że to powoduje, że ludzie kłamią. Człowiek kłamie, gdy celowo mówi nieprawdę
Wg mnie jest złe i jest złe zawsze.
Kłamstwo kojarzyło mi się zawsze z oszukiwaniem kogoś. Kogoś innego.
I nagle ostatnio zaczęłam zwracać uwagę na kłamanie samej sobie. I pominę w tym miejscu wszelkie przemyślenia osobiste, które przemknęły mi przez głowę i zatrzymam się na poziomie: „dominiki finanse osobiste”.
Szczerze. Nie kłam dominika
Przyglądam się sobie od dawna, ale dopiero teraz dotarło do mnie jasno i wyraźnie, że czasem okłamuję samą siebie.
Czy zgodzisz się ze mną, że kłamstwem jest brak szczerości wobec siebie? Prawdy, której nie chcemy słyszeć? Kłamstwem są maski już nawet nie wobec innych ludzi, ale przede wszystkim wobec siebie samych.
Wiele lat jako młoda osoba tworzyłam obraz siebie, który chciałam, żeby mi się podobał. Wciskałam sobie kit, że jestem najlepsza we wszystkim
I kiedy dorosłam, zamiast przyznać samej sobie, że nie ogarniam finansów, albo nie wiem jak to zrobić, od czego zacząć i jak to w ogóle ogarnąć; tworzyłam obraz mnie dla siebie. Idealnej.
Nie wiem dokładnie sama co chcę złapać w tym temacie. Zawsze uważałam siebie za osobę bardzo świadomą i szczerą. I w stosunku do innych i do siebie.
Ale analizując ten temat ostatnio, zaczęło mi chodzić po głowie czy ja przypadkiem nie koloryzuję swojej rzeczywistości?(delikatnie rzecz ujmując)
Szczerze? Nie kłam
Dlaczego tak trudno się przyznać przed samym sobą, że mamy zadłużenie? Czemu nie otwieramy korespondencji z banku? Dlaczego kupujemy na potęgę nie wiedząc nawet jaki mamy stan konta? Czemu nie potrafimy szczerze przyznać się do tego, że nie stać nas na kolejny drogi prezent dla przyjaciółki czy wysokie raty za wymarzone auto? Dlaczego tak trudno jest usiąść przy stole w kuchni policzyć miesięczne przychody, koszty, zrobić budżet i nie wychodzić z wydatkami poza linię?
Dlaczego okłamujemy siebie zamiast stanąć ze sobą twarzą w twarz?
Myślę, że to wstyd każe kłamać, kompleksy każą się ukrywać i niskie poczucie wartości ucieka od problemów.
Niestety to wszystko zatruwa nasz wewnętrzny pokój i bardzo często prowadzi do stanów lękowych i depresji.
Sama pamiętam jak traciłam rozum przez kłopoty finansowe. Dosłownie myślałam, że oszaleję. Może dlatego tak bardzo doceniam teraz umiejętność oszczędzania i finansowy luz.
Opisuję tu na blogu moje doświadczenia i przemyślenia. Dla mnie ten post jest wyjątkowo chaotyczny, ale wynika to z tego, że piszę na zbyt świeżo. Nie mam tego jeszcze do końca przemyślanego i przechodzonego.
Ale, mimo, że uważam się za osobę świadomą w rozwoju osobistym to zaskoczyły mnie pewne moje myśli, reakcje i zachowania. Jakby na świeżo spojrzałam na temat kłamstwa.
Aż głupio się przyznać…
No widzisz? Dlaczego mi głupio? Bo mam za wysokie mniemanie o sobie. Moje ego jeszcze się we mnie szamocze i szarpie o uwagę. Moje ambicje wrzeszczą
Jaka może być korzyść tego wpisu dla Ciebie?
Wiem to z pewnością, że szczerość w stosunku do siebie i swoich finansów jest kluczowa, żeby w ogóle usiąść do stołu rozmów.
I to jest pogłębienie mojej piramidy Maslowa, gdzie podstawą piramidy jest duchowość. Nie religia. Duchowość przez duże D. Bo właśnie tam kryje się prawda. Prawda o nas. Czysta Prawda bez ego, masek, zasłon dymnych, które mają nas chronić albo coś udawać.
Szczerze? Nie kłam. Prawdziwe intencje kontra pozory
Stwarzanie pozorów jest czasem przez nas przyklejane do charakteru, żeby zakryć kompleksy, smutek, jakieś żale i zazdrości.
Pieniądze mają olbrzymi ładunek emocjonalny i wiele osób z jednej strony jest w stanie ukryć, schować i okłamać, żeby nie wyjawić prawdy o stanie swoich finansów. Z drugiej strony ich nadmiar powoduje nadużycia, odsłania słabości charakteru i nieznośnie pompuje ego.
Ewelina Stępnicka, którą ostatnio zaczęłam obserwować i słuchać uważnie na Youtube mówi, że trzeba spojrzeć na intencję. Prawdziwą. Nie oszukany powód.
Ok. Przyglądam się sobie. Intencja miłości i intencja lęku.
W intencji miłości myślę o pieniądzach, oszczędzaniu i moim bezpieczeństwie finansowym z miłością, radością i przyjaźnią do siebie. Do swoich bliskich i przyjaciół, którym w razie awarii mogę pomóc.
W intencji miłości akceptuję różne życiowe sytuacje. To, że życie jest zmienne i czasem kasa jest a czasem jej nie ma, ale moje osobiste szczęście jest niezależne od sytuacji materialnej. Bez ciśnienia i stresu, że jak nie będę miała kasy to zginę. Tu jest chillout, wewnętrzny spokój i zaufanie.
W intencji miłości jest codzienna uważność.
Tu jest przestrzeń do dzielenia się tym co mam z innymi. Tu są pozytywne myśli o ludziach bogatych, empatia oraz akceptacja posiadania i strat.
W intencji lęku oszczędzam bo boję się, żeby nigdy w życiu nie zostać bez kasy. W tej przestrzeni chowają się kompleksy, braki umiejętności do oszczędzania i wiele życiowych porażkach, które paraliżują i blokują działania. Tu oszczędzam bo tak robią inni, na przykład moi rodzice uważali, że zawsze muszą być oszczędności w domu, albo partner oszczędza i uważa, że ja też powinnam. W intencji lęku boję się każdej zmiany. Oszczędzam bo się boję, że zachoruję, stracę pracę, zostawi mnie partner/ka, albo że na wesele nie wygram w totolotka. Cokolwiek tu wpisać, to tu będzie się krył lęk, strach, stres i brak pewności siebie.
Myślę o moim rocznym wyzwaniu oszczędzania, w którym założyłam się ze sobą dla siebie rok temu.
I tam znalazłam dobrą zabawę. Być może właśnie dlatego udało mi się odnieść sukces.
Podeszłam do tego z ciekawością, wolnością i pasją. Oczywiście włożyłam tam dużo pracy, dyscypliny i kontroli, ale tam nie było lęku ani presji. Nic nie musiałam. Chciałam się zmierzyć ze sobą i moje intencje były pozytywne.
Szczerze? co odnalazłam teraz po czasie?… to jest brak miłości do siebie. To dopiero hardcore!
Co ma miłość do pieniędzy?
Dzięki Ewelinie zdałam sobie sprawę, że przy każdym najmniejszym potknięciu nawalam się bejsbolem. Nie świecę latarką, żeby sprawdzić spokojnie sytuację i siebie pocieszyć.
Każdy błąd który zrobię, powiem jakąś głupotę, poniosą mnie emocje, przekroczę nieznacznie budżet, nie napiszę artykułu na czas – nawalam się mentalnym bejsbolem. To co sobie nagadam przechodzi ludzkie pojęcie! Wrogowi bym tak nie nagadała!
To może zabrzmieć banalnie, ale rozwiązaniem naprawdę jest przyjaźń i miłość do siebie. Traktowanie siebie z wyrozumiałością i akceptacją. Zwłaszcza wtedy kiedy nawalę. Wtedy to jest najtrudniejsze, ale wtedy to działa.
Ostatnio sprawdziłam to na własnej skórze. Zrobiłam błąd w pracy i wracając autem do domu „nawalałam się bejsbolem” aż się prawie popłakałam. Że jestem głupią idiotką, że znowu zrobiłam ten sam błąd, przecież jestem taka świadoma, tak dużo czytam, uczę się, rozwijam i znam siebie. Że obiecałam sobie skupiać na się 100%.
Wyzywałam siebie od najgorszych i w pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że nawet jak się staram o tym nie myśleć i pocieszyć siebie; to nie mogę! Normalnie nie mogło mi przejść przez gardło zdanie „Ok, trudno. Pomyliłaś się. Pogadajmy po przyjacielsku, co można zrobić? Ale już się nie wściekaj, przytul się, przestań.”
Chciałam zastąpić złe słowa – dobrymi i prawie się poplułam ze złości.
Czasem mimo, że zdaję sobie z czegoś sprawę (bardzo świadomie) to mi to potem w jakiś podstępny sposób gdzieś ucieka i zapominam.
Przykład :
Jestem świadoma i pisałam o tym już na blogu, że opieka (ciepła i przyjazna) nad swoim budżetem i pieniędzmi jest skuteczniejsza niż zarządzanie (chłodne i zdyscyplinowanie). A mimo tego, słuchając o nawalaniu samej siebie bejsbolem za każdym razem jak popełnię błąd; nie mogłam uwierzyć, że tak źle traktuję samą siebie.
Nikomu nie na wrzucałabym takich złych, obraźliwych i poniżających słów jak to robie w stosunku do samej siebie. Istoty, którą chcę kochać, szanować, rozwijać. Dociera to wszystko do mnie od paru dni, rozpala moje myśli i dyskusje z Bartkiem przy śniadaniu.
Dlaczego o tym piszę? Dlatego, że mój blog skupia się na jednym z obszarów mojego życia – finansach, ale rozwój osobisty i duchowy którego doświadczam dotyka holistycznie całego mojego życia. Automatycznie przekładam to na wszystkie moje obszary. Rodzinę, pracę, pasje, sport, finanse, zdrowie itd.
Pisze o tym, bo czuję, że to jest dla mnie ekstremalnie ważne. I utrwalam tą wiedzę bo wierzę, że jest bardzo użyteczna. Jednocześnie dzielę się tym, czym ktoś się ze mną podzielił.
I proszę wybacz mi, jeśli nie znalazłaś w nim nic dla siebie.
W tym wpisie nie ma 5 rad jak zacząć oszczędzać pieniądze. Ale może przeczytasz to co tu przemyślałam i odnajdziesz coś ważnego.
Może spojrzysz na kłamstwo inaczej niż do tej pory. Może powiesz jakieś zdanie albo zrobisz coś w ciągu dnia co cię zatrzyma i powiesz na głos:„ Szczerze? Nie kłam kochana”. Powiedz prawdę. Co myślisz naprawdę. Pomyśl czy twoje przekonania są prawdziwe? Czy tam jestem ja, prawdziwa ja?
Jaką mam relację ze swoimi pieniędzmi? W jaki sposób myślę o finansach, budżecie domowym, oszczędzaniu? Jaka jest moja intencja?
Czyż to nie jest fascynujące czego możemy się dowiedzieć o sobie samych?
Ja to odkrywam i jestem nieziemsko wdzięczna
dominika