bogaty słoik zaufanie

Oparła się wygodnie o pień drzewa, rozluźniła ciało i wzięła głęboki oddech. Po długim czasie przyjęła zaproszenie od gorącego popołudnia. Piasek na plaży ogrzewał jej stopy a cień drzewa zakrywał bezpieczenie odkryte ramiona.

Zdecydowała poświęcić ten czas tylko dla siebie, przyjrzeć się sobie wielopoziomowo. Rozluźniała ją myśl, że jest na wyspie sama, że nikt nie będzie jej rozpraszał, poganiał ani o nic pytał. To był czas, kiedy nie potrzebowała rozmawiać. Potrzebowała odkopać, zajrzeć do środka i przyjrzeć się sobie dookoła. 

Zawsze wydawała się pełna zaufania do życia ale również łapała się na tym, że często okazywała dziecięcą niecierpliwość w sprawach, które ją bardzo emocjonalnie angażowały.

Była bardzo zachłanna życia, doświadczania i spełniania marzeń. Wiedziała czego chce, miała listę celów i opracowane strategie ich osiągania. Była szalona i dojrzała jednocześnie. Znała swoje budowane od dawna mocne strony, dobrze znała silnie zakorzenione ego ale często nie potrafiła go okiełznać. 

Miała też w swoim plecaku bardzo niespełnione pragnienia, żal i rozczarowanie, z którymi bardzo trudno było jej się pogodzić. Zawsze miała ogromne oczekiwania i pokładała w nich ogromne nadzieje. Z jakiegoś powodu niektóre były skutecznie zablokowane mimo, że jej modlitwy i myśli skierowała silnie na marzenia. Z ogromną energią oczekiwań. Zbyt wielką energią oczekiwań.

Pewnego poranka

Pewnego poranka po przepłakanej nocy upchnęła wszystkie smutne uczucia na dnie serca, docisnęła je nogą i zatrzasnęła z hukiem malutkie drzwiczki. 

Po tym wszystkim się wycofała. Uwierzyła, że nie ma już sensu marzyć, że chyba już dorosła, że czas wrócić na ziemię i stanąć w szeregu; nie wychylać się. 

Jednocześnie tliło się w niej ciepło, którego nie potrafił do końca schłodzić ani jej mentalny smutek ani surowa, szara rzeczywistość.

Obiecała sobie spróbować, próbować i się nie poddać. Chciała się znowu rozwijać, czytać, szukać, odkrywać. Uwielbiała to. Przekraczać siebie, swoje granice słabości, wgryzać się, rozpoznawać i wzmacniać. 

Serce waliło mocno zsynchronizowane ze wspomnieniami, ale ona oddychała spokojnie towarzysząc plaży, oceanowi, wiatrom, ciszy i w końcu samej sobie. Zamknęła oczy.

-Zaufanie… zamyśliła się. Czy można ten temat odkryć na nowo? Czy można ten temat odkryć w na przykład w obszarze finansowego spełnienia który teraz odkrywa, który teraz rozwija? W końcu jest to jedna z wartości o które bardzo chciała zadbać w swoim życiu. Odkryć swoje przekonania na temat pieniędzy, swoje nastawienie, tego co o tym myśli ona sama. Nie to, co wtłoczył do głowy system, nie to, czego nauczyła rodzina albo podpowiadali różni ludzie.

Chciała to odkryć po swojemu, prawdziwe.   

Słońce zachodziło powoli swoim własnym rytmem. Ona oddychała powoli swoim własnym rytmem. To był idealny moment. Spójny w myślach i sercu. 

Otworzyła oczy. 

Na horyzoncie, bardzo daleko od brzegu dostrzegła małą łódkę. 

Pomyślała, że nareszcie spełni się jej marzenie. Przyglądając się uważnie podeszła do brzegu wytężając maksymalnie wzrok. Ale im bardziej się przyglądała, tym mniej wyraźnie ją widziała. 

W nocy nie mogła spać. Ciągle myślała co się wydarzy, kiedy łódka przypłynie do brzegu. Co tam znajdzie, co tam dla niej będzie, jaki dar otrzyma.

Mijały dni a łódka tylko kołysała się daleko na horyzoncie. Wciąż tak bardzo daleko…

Każdego poranka łódka z opuszczonymi żaglami popychana przez wiatr podpływała coraz bliżej, ale wciąż niewystarczająco blisko.

Dzień, noc, dzień noc, dzień i noc.

Tak jak ją znałam kiedyś, szalałaby z emocji, wołała, krzyczała, machała, przeklinała, próbowałaby płynąć wpław do utraty tchu, żeby dostać się na łódkę. Próbowałaby zbudować tratwę, żeby do niej podpłynąć albo cokolwiek co przyciągnęłoby łódkę do brzegu. Tworzyłaby plany i najskuteczniejsze  strategie do osiągnięcia swojego celu.

Chaos w wyobraźni, ilość pomysłów i oraz ciśnienie chęci przyciągnięcia łódki zajęłyby całą przestrzeń spokojnego oczekiwania. A ona nie umiała i nie chciała czekać. 

Noc, dzień, noc, dzień, noc i dzień.

Jednego niezwykle wietrznego dnia idąc w kierunku plaży zauważyła z daleka, że łódka niemal osadziła się na piasku. Zaczęła biec szybko pełna radości, ale w czasie zanim tam dobiegła, wiatr silnie szarpnął łódką od brzegu, porywając z powrotem na wodę. 

Załamana upadła na piasek patrząc jak łódka znika z jej pola widzenia. 

Przez tygodnie horyzont pozostawał jedynie wolną przestrzenią przecinającą ocean z niebem. 

Dzień, noc, dzień

Kiedy łódka ponownie pojawiła się na tle wody, wróciła nadzieja i radość. Ale potem cykl się powtarzał za każdym razem będąc tylko w polu widzenia.

Rozczarowanie i żal wypełniało każdy dzień coraz głębiej. Aż powoli osiadło na dnie jej serca. Przestała przychodzić na plażę i straciła nadzieję na spełnienie marzeń o łódce i wielkiej wyprawie. 

W tym czasie dużo doświadczyła, przeżyła, nauczyła się oraz zrozumiała. Teraz jest inaczej. Ona jest inna. Pokorna, wdzięczna i uśmiechnięta.

W momencie przypływu i w momencie odpływu

Wewnętrzny spokój, harmonia, równowaga, balans. Głęboka pokora, ogromna wdzięczność i szczęście.

Teraz przychodzi na plażę z przyjemnością i spokojem ducha.  Zrozumiała na czym polega akceptacja i zaufanie do życia. Teraz jest otwarta. Teraz potrafi obserwować łódkę siedząc spokojnie na brzegu plaży i jej zaufanie do życia jest niezależne od otaczających ją okoliczności. Niezależne od przypływu i odpływu.

Cokolwiek łódka dla niej utożsamia, to wewnętrzne szczęście i poczucie spełnienia jest w niej samej już teraz. Nie jest w łódce i nie jest w przyszłości. Niezależnie kiedy łódka przypływa i co ma w prezencie na pokładzie ona jest pełna wdzięczności i zaufania. Niezależnie kiedy łódka odpływa i co odbiera; otwartość na to co się wydarzy jest PEŁNA. 

Siedzi na plaży oparta o pień drzewa i spokojnie oddycha.

Przygląda się pięknej wyspie, bladym odcieniom nieba, gęstym chmurom, odczuwa ziarnisty piasek pod stopami i korę drzewa na plecach. Widzi piękny równomierny ruch fal i wpływ tego ruchu na łódkę. Widzi też piękną sylwetkę łódki, jej jasne, delikatne żagle i jednocześnie ich solidną konstrukcję. Jest spokojna i gotowa tak samo na przypływ jak i odpływ. Z pełnym zaufaniem, akceptacją i otwartością. 

Przypływ i odpływ. Spokojnie oddycha…

bogaty słoik

W momencie przypływu, w momencie odpływu

Myślę, że zgodzimy się wspólnie, że wszystko jest absolutnie w porządku gdy na naszym koncie bankowym pojawia się finansowy przypływ. Pieniądze z podatku, oddana przed terminem pożyczka albo jakaś ekstra niespodziewana premia z pracy. 

Ale czy jesteśmy gotowi na odpływ gotówki z naszego budżetu?

Czy reagujemy spokojnie i opanowanie gdy kolejny raz ledwo odłożone oszczędności musimy wydać na awarię silnika w samochodzie albo odzyskanie utraconych danych z komputera?

To co burzy nasz chwilowy, stabilny spokój finansowy wyprowadza nas najczęściej z równowagi, doprowadza do szału, płaczu, przeklinana pieniędzy, życia oraz grożenia, że to już ostatni raz(!) i nie będziemy więcej oszczędzać pieniędzy bo to oczywiście nie ma najmniejszego sensu.

Technicznym, bardzo prostym rozwiązaniem tego problemu jest zbudowanie poduszki finansowej na „niespodziewane wydatki”. Jest to kwota, która u mnie zabezpiecza mniej więcej roczną sumę awarii, które, czy chcemy czy nie chcemy; po prostu się wydarzają. 

Stres i nadwyrężanie miesięcznego, nieprzygotowanego budżetu nie są tu zupełnie potrzebne gdyż możemy się w ten sposób bardzo łatwo na to przygotować. 

Niespodziewane wydatki

Według mnie jest to PIERWSZA I NAJWAŻNIEJSZA poduszka finansowa, którą trzeba odłożyć na swoim koncie. Oszczędzona kwota zabezpieczy nam bieżący budżet bez jego nadwyrężania, pożyczania wysoko oprocentowanych pieniędzy z banku lub proszenia  przyjaciół. 

Jeżeli odpływy pojawiają się nader często oraz zauważasz jakąś dziwną ich regularność, to sprawa robi się bardziej ciekawa i dotyczy naszego podejścia do odpływów. 

Dla mnie jest to temat bardzo nowy i świeży. 

Nie jestem ekspertem, ale z punktu uczącego się pilnie oraz praktykującego studenta wynika, że nasze podejście do pieniędzy w wielu aspektach jest kluczowe.

Nie chodzi mi o podejście techniczne takie jak radosne, pełne motywacji zaplanowanie budżetu, zorganizowanie czasu lub  wytrwałość w dążeniu do osiągnięcia celów.

Chodzi mi o głębsze podejście do tematu. 

Okazuje się, że pieniądze mają „swój własny rytm”. Ich naturą jest przypływ i odpływ. I możesz się z tym zgadzać lub nie zgadzać, ale jeśli się temu bliżej przyjrzeć to coś w tym jest. 

Jeśli się z tym nie zgadzasz, to spokojnie możesz teraz nacisnąć krzyżyk w górnym rogu strony. Jeśli jednak też uważasz, że coś w tym jest to przyjrzyj się swojej sytuacji finansowej. 

Ja od ponad dwóch lat planuję swój budżet, kontroluję wydatki i piszę o tym na swoim blogu.

Jako pierwsze miałam odłożone oszczędności na konto „wydatki niespodziewane”. 

Zauważyłam również, że jakkolwiek dobrze bym się przygotowała technicznie na niespodziewane wydatki, to one pojawiając się znikąd wywołują u mnie jakieś reakcje. 

I właśnie w tym miejscu pojawia się tak istotne podejście do odpływu pieniędzy o którym piszę.

Głębsze podejście. 

1.Typowe reakcje już znamy. Szlag nas trafia, przeklinamy pod nosem, płaczemy, tracimy motywację.

2.Głębiej. Mając oszczędności przeznaczone na ten cel zachowujemy zimniejszą krew, ale nie jest łatwo wydać ledwo co odłożonych pieniędzy. Zwłaszcza, kiedy pieniądze odpłyną sobie dwa razy w bardzo krótkim odstępie czasu. Nerwy nam mogą trochę puścić, łezka może się lekko zakręcić w kąciku oka, ale powiedzmy, że nie nadszarpnęło to naszym miesięcznym budżetem, więc zachowujemy klasę.

3.Głęboko. Mając oszczędności przeznaczone na ten cel, jesteśmy wdzięczni i cieszymy się szczerze, że zorganizowaliśmy oszczędności na taki cel i mamy z czego zapłacić (konto niespodziewanych wydatków). Czujemy ulgę, że nie musieliśmy kombinować na to dodatkowej kasy.

4.No teraz to już hardcore. Piękne głębokie podejście. Akceptujemy z szacunkiem fakt, że pieniądze mają własny rytm przypływu i odpływu. Akceptujemy z szacunkiem, że to się dzieje w ich własnym rytmie oraz czasie, na który nie mamy żadnego wpływu. No i jesteśmy wdzięczni z radością całego serca, że mamy pieniądze na to odłożone.

Przykład z mojego życia 

Jesienią 2018 roku; niespełna pół roku po rozpoczęciu mojego bloga oraz wyzwania oszczędzania, dostaliśmy wypowiedzenie umowy najmu pięknego, dużego domu. Właściciel miał problemy rodzinne o których mnie ze smutkiem poinformował i musiał wrócić do swojego domu, który od niego wynajmowaliśmy mieszkając tam całą naszą rodziną. Dawid zaczynał studia więc i tak się wyprowadzał a Klaudia z młodzieńczą radością przeprowadziła się do swojego chłopaka.

Nasz przyjaciel zaproponował wynająć mi i Bartkowi maleńki pokoik u niego w domu. 

Ogromna wdzięczność jaka mnie wtedy przepełniała za szybką pomoc i spokój, że nie będzieli musieli nic szukać poprzez agencje była dużo większa niż strata i odpływ, który się z tym wiązał. Byłam ogromnie, z całego serca wdzięczna, że przyjaciel zaproponował nam dach nad głową.  

Zaakceptowałam z szacunkiem, że tak się w życiu zdarza. Było mi bardzo żal właściciela domu, który również przechodził przez swój życiowy kryzys. 

 Po kolejnym pół roku, 24 maja 2019 roku wprowadziłam się do kupionego przez siebie wymarzonego, pięknego, dużego mieszkania. Na które nie było mnie notabene stać. Ale to opisałam w innym wpisie.

Przypływ i odpływ dzieje się w swoim czasie, w swoim rytmie. Nie mamy na to wpływu. 

Podejście do tego co nas spotyka i jak na to reagujemy jest zależne tylko i wyłącznie od nas samych.

Dziękuję gdy przypływa i dziękuję gdy odpływa. Bez stresu i lęku. Z pełnym zaufaniem. 

…siedzę na plaży oparta o pień drzewa. Przypływ, odpływ… oddycham spokojnie 

Myślisz, że coś w tym jest?

dominika 

Scroll to Top