Wakacyjne finanse
Wakacyjne finanse czyli wtopa na całego.
Mam nadzieję, że Joanna nie przeczyta tego wpisu bo siara. Budżet tego lata totalnie się rozjechał i muszę to odnotować jako moją porażkę.
Wakacyjne finanse w zeszłym roku na moim wyzwaniu „dominika’s money challenge” były dobrze zaplanowane i bardzo skutecznie przeprowadzone.
Wiedziałam dokładnie ile pieniędzy mogę wydać na urlopie i z dumą podsumowałam letnie miesiące rok temu. A lato nigdy nie jest łatwe przez lody, gofry i dodatkowe atrakcje. „Przecież jesteśmy na urlopie”…
Emocje emocjami, ale matematyka jest bezlitosna.
Tak, że tego… wyjeżdżając na wakacje w lipcu miałam zaplanowaną konkretną kwotę i wypłaconą gotówkę (co by mnie nie kusiło).
I na tym dobre informacje się kończą.
Urlop cudowny. Totalny chillout. Jednak okazało się, że wydałam troszkę więcej niż planowałam. A potem miałam tyle pracy, że w każdy wolny dzień padałam na sofę i nie miałam nawet siły otworzyć kalendarza. A później przyjechali moi rodzice i czasu było jeszcze mniej.
Codziennie miałam wyrzuty sumienia, ale nie byłam w stanie tego ogarnąć.
Nie miałam czasu zaplanować moich finansów, nie trzymałam się regularnych zakupów i odpuściłam podsumowanie budżetu. Jedynie kontrolowałam na bieżąco konto, żeby nie wejść na minus.
Dawid przyjechał po roku studenckiego Erasmus’a w Madrycie do pracy na całe wakacje i to automatycznie wygenerowało dodatkowe koszty dla mnie.
Jak przyjechali moi rodzice w sierpniu ze swoimi znajomymi na dwa tygodnie to już kompletnie nie miałam czasu dla moich finansów.
Organizacyjna katastrofa.
Koniec sierpnia to zakup kompletu garnków, które nie były zaplanowane a 50% off robiło znaczącą różnicę. Ze £150 na £75.
W ramach tłumaczenia – mam w domu tylko 2 garnki, które nie ogarniają kuchni.
Odbudowując naszą przyjaźń z Bartkiem wróciliśmy do naszego planu zwiedzenia wszystkich plaży w Kornwalii. Wypady na 2 dni z 1 noclegiem to nasze mini urlopy.
Raz w miesiącu. Chillout za miastem. Cisza, spacery, rozmowy. Do takiej myśli lubię żyć i pracować.
B&B kosztuje ok £80 za noc (2 osoby) a pole namiotowe około £20 za noc (2 osoby). To robi ogromną różnicę.
Koniec sierpnia to także wyprzedaż sprzętu sportowego i kampingowego. Rozglądałam się za namiotem już przed lipcem i dokonałam bezsensownego zakupu na ślepo od znajomej, która uważała, że ma do sprzedania świetny namiot. Pewnie w latach 80-tych taki był. Teraz dobry namiot jest jak leśna letnia rezydencja. Jest wysoki, wygodny, rozkłada się w minutę i tylko herbaty rano nie robi hahaha.
Weszliśmy ostatniego dnia sierpnia do sklepu sportowego i przyglądając się przecenionym o połowę wymarzonym namiotom dostaliśmy dodatkowo ofertę 20% off. I kupiliśmy wypasiony namiot, materac, dwa super śpiwory i krzesełka kempingowe.
Biznes kempingowy może wyciągnąć z konta kupę forsy jak każde hobby. Leżaczki, hamaczki, dywaniki, lampki i masę dodatkowego sprzętu, który sprawia, że mamy się poczuć maksymalnie komfortowo.
Wyjazd na kemping powinien być wygodny, ale też trochę dziki i prosty. Minimalistyczny. Nie uwierzyłabyś jak zawalone może być auto wypchane po brzegi „niezbędnikami”. Ja bym w życiu nie pomyślała, żeby zabrać ze sobą cały komplet silikonowych łyżek i komplet naczyń.
Wakacyjne finanse rozsypały się między moimi palcami jak ciepły, suchy piasek na plaży.
Tankowanie za tankowaniem bo objeździliśmy cudowne miejsca Kornwalii, kawa, obiad, kolacja, kolejna kawa, zakupy na grila, prezent, wejściówka i kolejne tankowanie.
Nie chodzi o to, że wydawałam na to pieniądze, tylko o to, że nie miałam nad tym kontroli.
Za dużo się działo i byłam zbyt zajęta. Zauważyłam, że jak raz odpuściłam, to potem się posypało.
Wakacyjne finanse porządziły się swoimi prawami. Pozwoliłam im się porządzić i przejąć kontrolę.
I faktycznie okazuje się jasno i wyraźnie, że bez kontroli i trzymania się planu wszystko się rozjeżdża a kasa odpływa z istnie wakacyjny luzem. Jestem świadoma jak ważna jest kontrola w finansach a mimo to, pozwoliłam sobie na taką niesubordynację.
I najciekawsze dla mnie jest to, że nie szkoda mi wydanych pieniędzy tylko męczy mnie uczucie porażki… Nie chodzi o to, że mam psychozę na punkcie utraty pieniędzy.
Czuję, że zawiodłam sama siebie. Myślałam, że skoro tak super dałam radę w moim rocznym wyzwaniu, to teraz już tylko z górki.
A to jest regularna praca. Wymagająca kontroli i poświęcania czasu nawet wtedy kiedy wydaje się, że nie ma czasu.
Wakacyjne finanse – paradoks
Robię dodatkowe zmiany przez co nie mam czasu, ale przez to, że nie mam czasu tracę te pieniądze tak czy inaczej.
I jeszcze zostaje mi poczucie niskiej samooceny, co jest chyba najbardziej kosztowne.
Gdybym to wszystko zaplanowała nie miałabym do siebie pretensji.
Najbardziej boli mnie chyba za dużo wydanych pieniędzy w restauracjach, kawiarniach, barach i niekontrolowane dodatkowe zakupy.
Bo garnki są cudowne i potrzebne w mojej nowej kuchni a namiot będzie sprawdzony w połowie września jak tylko będziemy mieli kilka wspólnych dni wolnych.
I tak oto minęły wakacje zostawiając po sobie organizacyjny finansowy bałagan i moje słabe samopoczucie.
Refleksja:
- Zamiast udawać, że w wakacje też utrzymam finansowy fason, zaplanuję większy budżet na przyszłe lato. Tak jak planuję kalendarz wydatków na cały rok. Uwzględnię luźniejszy lipiec i sierpień, żeby nie popełnić tego samego błędu i potem czuć się do bani. Wystarczy założyć, że latem wydaję więcej kasy, zamiast mordować, że będę się ściśle trzymać budżetu albo katować i odmawiać sobie gałki lodów. Planowanie i wydawanie strategiczne. Kontrolowane.
- Wyciągam wnioski. Refleksyjna praktyka na tym polega. Analiza, poprawa, analiza, poprawa. Kasa wydana, ale lekcja odrobiona.
Wakacyjne finanse wracają do szkoły
Dobra informacja jest taka, że nadchodzi nowy miesiąc i plan finansowy jest już przygotowany. Kalendarz ogarnięty, budżet zaplanowany i strategia jasna.
Wracam do ściśle wyliczonej gotówki w słoikach i zakupów raz na 10 dni czyli 3x w miesiącu. Bez dokupowania.
Już się ogarniam.
dominika